Często zdarza mi się czytać wypowiedzi dziewczyn na różnych stronach, albo słuchać koleżanek, które mówią, że "trzymają czystą michę", ćwiczą i... nie widzą efektów. Później są podłamane, bo Ania stosowała ten program i po 30 dniach tak się zmieniła, że ledwo ją można poznać. Niektóre zazdrosne dziewczyny zarzucają, że Ania oszukała, na pewno zafundowała sobie liposukcje i milion innych zabiegów, bo to nie możlowe! A jednak, to możliwe.
Dlaczego tak jest?
Zastanawialiście sie kiedyś, dlaczego jedni po jakimś czasie ćwiczeń zaczynają mieć widoczne efekty, a inni nie mają ich wcale, albo są dużo słabsze? Oczywiście, genetyka, metabolizm i zdrowie odgrywa ważną rolę, ale jest jedna ważna sprawa.
Nie każdy z nas przykłada się do diety i ćwiczeń w 100%. Jeden robi cheat meal'a raz na miesiąc, a inny pozwala sobie na "kilka" małych ciasteczek co drugi dzień. Jeden daje z siebie wszystko na treningu, a drugi sobie trochę odpuszcza. I to jest przepis na sukces: wychodzenie ze strefy komfortu. Rozatrzmy więc dwa przypadki: jedną dziewczyną będzie wcześniej wspomniana Ania, a drugą nazwijmy Kasia.
Ania
Ani bardzo zależy, żeby poprawić swoją sylwetkę. Kocha wcinać czekoladę wieczorami, zagryzać ją chipsami i zapijać coca-colą. Jest jedno ale- Ania wie, że nie może tego robić. Zrezygnowała więc z wieczornych przekąsek, zastępując je marchewką i papryką w chwilach słabości, a swój apetyt na słodycze zaspokaja jednym posiłkiem, który jest słodki lecz zdrowy. Skrupulatnie liczy kalorie pilnując, żeby nie przekroczyć zbyt mocno swojej dziennej puli kalorii. Co jakiś czas robi cheat meal i wlicza go do dziennego bilansu.
Przejdźmy teraz do treningu. Ania nie ma kondycji. Po 10 minutach łapie mocną zadyszkę, jednak nie odpuszcza- ćwiczy w takim tempie, w jakim potrafi. Pomimo palących z bólu mięśni nie przestaje ćwiczyć i daje z siebie wszystko. Później przez kilka dni chodzi z zakwasami, ale daje rade i robi z nimi kolejny trening.
Pierwsze efekty widać już miesiąc później, a po trzech miesiącach Ania osiąga swój cel. Ćwiczy jednak dalej- teraz już dla przyjemności.
Kasia
Kasia zobaczyła przemianę Ani i postanowiła "zabrać się za siebie". Znalazła więc na internecie jakąś gotowa dietę i zaczęła ją stosować. Nie liczy kalorii bo przecież tam jest napisane, żeby zjeść kromkę chleba, a przecież kromka to kromka, prawda? Kasia, podobnie jak Ania, kocha słodycze i chipsy. Jest jednak mała różnica. Kasia przeczytała o cheat mealu i postanowiła go wprowadzić. Czasem z cheat meal'a robi się cheat day, ale kto by tam pamiętał, to przecież tylko paczka chipsów i ciastek o jeden pączek.
Kasia za poleceniem Ani, zaczęła ćwiczyć z jakimś programem treningowym. Kasia również ma zerową kondycje, jednak próbuje swoich sił z ćwiczeniami. Po kilku powtórzeniach zaczynają boleć ją mięśnie, jeszcze nie palą z bólu ale już czuć, że pracują. Niestety Kasia twierdzi, że umiera z bólu i poczeka do następnego ćwiczenia. Następnego dnia Kasia ma zakwasy i postanawia dziś sobie odpuścić.
Mija miesiąc, dwa, trzy, a zmian albo nie ma albo są niewidoczne. Kasia jest wściekła, bo to na pewno wina Ani, która ja oszukała. Nie do końca.
Nie oszukuj sam siebie
Jeżeli chcemy widocznych efektów musimy zrozumieć, że czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu. Mi zajęło trochę czasu, zanim nauczyłam się rozróżniać kiedy wydaje mi się, że już więcej nie dam rady, a kiedy naprawdę nie zrobię kolejnego powtórzenia. Wiele zależy nie od naszych mięśni, ale od głowy. To tam zaczyna się mechanizm obronny, który zniechęca nas do mocniejszej pracy. Nikt nie lubi jak go coś boli, piecze, jak pot spływa mu po twarzy i łaskocze go po nosie. Nie ma nic za darmo, bez wysiłku można conajwyżej przybrać kilka kilogramów aniżeli schudnać chociaż jeden. Wyjście ze strefy komfortu pozwala nam skutecznie kształtować siebie, nie tylko swoja sylwetkę, ale także pokonywać swoje słabości, próbować nowości. Wystarczy tylko, a może aż, popracować nad swoją głową, bo to najczęsciej w niej leży problem.
Nie bądź Kasią, bądź jak Ania.
PS. Dziewczyny podane jako przykład są w pełni zdrowe. Brak efektów może również świadczyć o chorobie np. tarczycy czy też cukrzycy.
Nie bądź Kasią, bądź jak Ania.
PS. Dziewczyny podane jako przykład są w pełni zdrowe. Brak efektów może również świadczyć o chorobie np. tarczycy czy też cukrzycy.
Całkowicie się z Tobą zgadzam. Przede wszystkim opory należy zwalczyć w swojej głowie, a dopiero później wziąć się naprawdę porządnie za swoją motywację i ciężką pracę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Zazdrośnica Zawistna
[zzawistna.blogspot.com]
Podpisuję się pod każdym słowem, jeżeli jednak nawet wyjście ze strefy komfortu nie pomaga schudnąć, to oznacza, że trzeba udać się do lekarza. Czasami brak efektów mimo trzymania diety i regularnych treningów może oznaczać chorą tarczycę albo problemy z cukrem albo podwyższony kortyzol lub nawet wszystko razem :)
OdpowiedzUsuńOwszem, dlatego napisałam, że zdrowie to ważna sprawa. W tekście miałam na myśli zdrowe osoby, które poprostu się obijają i jeszcze narzekają, że nie ma efektów :)
Usuń