czwartek, 13 sierpnia 2015

IIFYM- If It Fits Your Macros


Zapraszam was na nowy i tym samym pierwszy cykl na blogu, w którym będę opisywała założenia różnych diet oraz wyrażała swoją opinię na ich temat. Z racji, że nie jestem ani trenerem personalnym, ani dietetykiem tylko zwykłą pasjonatką aktywności fizycznej i zdrowego stylu życia, zastrzegam, że informacje zawarte w tej serii będą zbieraniną wiedzy, którą udało mi się zdobyć. Postaram się pisać jak najbardziej profesjonalnie oraz popierać posty wynikami badań.

Na pierwszy ogień idzie dieta zwana "iifym", czyli "if it fits your macros".
Teoretycznie oznacza to, że możemy jeść co chcemy pod warunkiem, że mieści się to w naszym bilansie kalorycznym i rozkładzie makroskładnikowym. Przez to właśnie założenie, ludzie często źle interpretują tę dietę. Oczywiście, można schudnąć na burgerach, batonach i innych śmieciach, jeżeli zachowamy odpowiedni limit kaloryczny, ale wiąże się to z ogromnymi szkodami w naszym organizmie. Pomijając już próchnicę na zębach, którą można wyleczyć u dentysty. Mam na myśli szczuplejsze lecz zatłuszczone ciało. Tłuszcz gromadzi w ciele wiele toksyn, dlatego jest w nadmiernych ilościach wrogiem nr 1. Nie oznacza to jednak, że osoba szczupła jest okazem zdrowia. Tzw. "skinny fat", czyli osoba szczupła lecz posiadająca przewagę tkanki tłuszczowej w swoim organizmie również może gromadzić wiele toksyn, jeżeli nie odżywia się prawidłowo. Często nawet jest tak, że ktoś je zbyt wiele kalorii z samych batonów i jest wychudzony! Dlaczego? Ponieważ jego organizm jest niedożywiony i nie działa tak jak powinien.




Jak zatem właściwie podejść do tematu? Przede wszystkim umiar. Masz ochotę na hamburgera nie w "wersji fit", tylko z fast-fooda? Wybierz mniejsze zło i idź do jakiejś w miarę przyzwoitej knajpy z jedzeniem, przynajmniej zjesz porządniejszego burgera niż w McDonald. Nic złego nie stanie się przecież. Świat się nie zawali, a ty nie przytyjesz miliard kilogramów w sekundę. Waga może skoczyć, bo zatrzyma ci się woda i tyle. Wlicz go do swojego dziennego zapotrzebowania i po sprawie. 

Będąc na tej diecie najlepiej jest kiedy 90% naszego jedzenia to tzw. "czyste jedzenie", czyli po prostu zdrowe. Niestety ta dieta w swoich założeniach daje przyzwolenie nawet na żywienie się samymi fast-foodami, ale decyzja co i w jakich ilościach zjemy należy do nas. Nie potrzeba tu cheat day'ów, cheat meal'ów i innych takich. Jesz kiedy masz ochotę, ale z umiarem i bez przeginania z częstotliwością.

Co ja sądzę o tej diecie?
Daje spory komfort psychiczny, ponieważ nie trzeba martwić się, że coś jest zakazane do zjedzenia. Wtedy zazwyczaj mamy na to ochotę, ot taki psikus od natury ludzkiej. Nie trzeba się katować, gdy jesteśmy poza domem i zwęszyliśmy zapach pizzy czy pączka, a zapach tak kusi, że nie można wytrzymać. Myślę, że odpowiednio wykorzystana i połączona z aktywnością fizyczną pozwoli osiągnąć bądź utrzymać wymarzoną sylwetkę oraz będziemy zdrowi. Nie popieram jednak życia na samym bezwartościowym jedzeniu, lub życiu na nim w sporych ilościach.

Jestem bardzo ciekawa czy wy popieracie, czy raczej mówicie stanowcze "nie" iifym. Czekam na waszą opinię, a tym czasem zapraszam na filmik chłopaków z WK, promujących ten styl jedzenia.




I kilka zdjęć z efektami:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz